«Był lokator rowerzysta z dwunastoma kotami». Dziwaczne historie o wynajmowaniu mieszkań w Polsce
Wynajęcie mieszkania w Polsce nie jest obecnie łatwiejsze niż udanie się na podstępne poszukiwania — na rynku nie ma zbyt wielu naprawdę dobrych opcji w rozsądnej cenie. Jednocześnie najemców jest coraz więcej, co oznacza, że na polskim rynku najmu pojawia się wiele ciekawych i dziwacznych historii. O takich sytuacjach opowiedział nam Jaŭhien Karniejaviec, dyrektor agencji nieruchomości ByHome.
«Niewielki spadek popytu na rynku wynajmu to sezonowy zastój»
Wszyscy najemcy słyszeli zapewne straszne opowieści o złych właścicielach, którzy wypuszczają lokatorów za drzwi w nocy w samej bieliźnie. Jednak według dyrektora jednej z agencji nieruchomości, istnieje również wiele przerażających historii, które zdarzają się z winy najemców na rynku wynajmu.
— Jak obecnie wygląda sytuacja na rynku najmu w Polsce?
— Oddziały naszej agencji nieruchomości działają w większości dużych miast w Polsce (z wyjątkiem Warszawy), ale nasza główna siedziba znajduje się w Poznaniu — dlatego mamy główne statystyki z tego miasta — powiedział Jaŭhien Karniejaviec. — Sytuacja na rynku najmu w Poznaniu obecnie mniej więcej się ustabilizowała. Jednak jeszcze miesiąc temu popyt na wynajem był dosłownie poza skalą, a właściciele mieszkań nie mieli czasu na podnoszenie cen — ogłoszenia żyły na rynku nie dłużej niż kilka godzin. To właśnie wtedy spotkaliśmy się z aukcjami i castingami wśród najemców, a powodzenie transakcji zależało nie tylko od wypłacalności klienta, ale także od umiejętności negocjacyjnych.
Dziś jednak widzimy, że niektóre ogłoszenia żyją przez kilka dni, a czasem nawet tydzień. Jest jednak za wcześnie, by mówić, że rynek najmu wreszcie się uspokoił. Moim zdaniem lekki spadek popytu to sezonowa cisza: ci, którzy chcieli wprowadzić się przed rozpoczęciem roku szkolnego, już znaleźli mieszkanie, a ci, którym kończą się umowy najmu (często na początku roku), jeszcze nie rozpoczęli poszukiwań. Jednocześnie dobre mieszkania z dwoma sypialniami wciąż są na wagę złota. Oczywiście na rynku są warianty niepłynne, gdy nie ma w ogóle remontu lub okolica nie jest zbyt dobra, ale dobrych mieszkań trzeba szukać długo.
W Poznaniu można wynająć mieszkanie w następujących cenach: kawalerki (do 25 m²) można wynająć już od 2000 złotych miesięcznie (w cenę wliczone są media i inne opłaty), mieszkanie z jedną sypialnią (37–39 m²) kosztuje około 2700–3500 złotych miesięcznie, mieszkanie z dwoma sypialniami — około 4000 złotych miesięcznie.
«Wszystkie najbardziej dziwaczne rzeczy dzieją się z powodu najemców»
— Jakie są najciekawsze sytuacje związane z wynajmem, z którymi Pan się spotkał?
— W naszej praktyce zetknęliśmy się z różnymi przypadkami wynajmu: pozytywne historie są oczywiście znacznie liczniejsze, ale w rzeczywistości istnieje wiele złych przypadków wynajmu. I co do zasady wszystkie z nich są winą najemców.
Pracujemy więcej z obcokrajowcami, a nie wszyscy najemcy rozumieją realia obecnego rynku najmu w Polsce. Zdarzało się na przykład, że najemcy po zameldowaniu oczekiwali, że za «tak wysoką opłatę» wynajmujący będą co tydzień zmieniać im pościel i przynosić świeże kosmetyki. Bo tak powinny robić hotele. Kiedy tak się nie dzieje, dzwonią do nas i robią skandale, a my musimy im tłumaczyć, że takie rzeczy nie są przewidziane w wynajmowanych mieszkaniach. Zdarzyło się też, że najemczyni w momencie podpisywania umowy nagle zmieniła zdanie co do wynajmu mieszkania. Dlaczego? Ponieważ w toalecie nie było szczotki toaletowej. Udało nam się ją przekonać, aby nie zrywała umowy, ale poszliśmy i kupiliśmy dla niej szczotkę do toalety. Nawiasem mówiąc, jest wiele sytuacji, w których ludzie zmieniają zdanie w ostatniej chwili lub całkowicie znikają. Ostatnio w mojej praktyce zdarzył się przypadek, kiedy długo szukaliśmy mieszkania pod jasnymi kryteriami, a kiedy znaleźliśmy odpowiednią opcję, spędziliśmy jeszcze więcej czasu na przekonywaniu właściciela, aby wynajął mieszkanie naszemu klientowi. Kiedy otrzymaliśmy pozytywną decyzję i właściciel mieszkania przyjechał z innego kraju, aby podpisać umowę, nasz najemca po prostu napisał wiadomość «Nie chcę mieć z wami do czynienia. Do widzenia». Następnie przestała odbierać telefony i odpowiadać na wiadomości. Bez żadnego wyjaśnienia, czy widocznego powodu. Bardzo trudno było mi wyjaśnić właścicielowi, dlaczego tak się stało i oczywiście po tym nie chciał już więcej pracować z nami.
Zdarzają się zabawne historie. Na przykład kiedyś otrzymaliśmy dwa zapytania o mieszkania od chłopaka i dziewczyny. Po jakimś czasie okazało się, że to małżeństwo, a dwóch różnych agentów szukało mieszkania dla tej samej rodziny. Najciekawsze jest to, że kiedy znaleźliśmy mieszkanie dla męża, żona napisała do swojego agenta, że nie potrzebuje już jego pomocy, bo ma babcię w Poznaniu, która zmarła i zostawiła jej mieszkanie w spadku. Do dziś w naszej agencji krąży dowcip o mieszkaniu po babci w Poznaniu.
— Czy były jakieś «klasyczne» historie o wynajmowaniu mieszkania z 40 kotami?
— Nie mogę powiedzieć, że czterdzieści, ale w mojej praktyce miałem dwanaście kotów. Zgłosił się do nas klient, który wyglądał jak motocyklista — wysoki, cały w skórzanych ciuchach, z tatuażami. Na początku wynajmował kawalerkę, ale jakieś pół roku później ponownie przyszedł do nas szukać mieszkania, ale tym razem dla siebie, żony i dwunastu kotów (które, jak się okazało, mieszkały do tej pory w innym kraju). Uprzedził nas, że najpierw będzie siedem kotów, ale potem być może wszystkie się wprowadzą. Jak wyjaśnił, «w umowie trzeba zaznaczyć, że liczba kotów może ulec zmianie». Szukaliśmy odpowiedniej opcji niezbyt długo. Była to jednak mała kamienica na przedmieściach, ale całkiem ładna.
Historie o wynajmie ze zwierzętami to zupełnie osobna kategoria. Na przykład, byli najemcy z owczarkiem środkowoazjatyckim. Pies ten całkowicie odgryzł drzwi do łazienki w wynajmowanym mieszkaniu. Przyszliśmy i sprawdziliśmy — drzwi były naprawdę zjedzone od podstawy do sufitu. Cóż, co mogliśmy zrobić? Najemcy wstawili nowe drzwi na własny koszt. Nawiasem mówiąc, właściciele nie mieli o to specjalnych pretensji.
— Czy zdarzały się przypadki, w których nie było możliwe osiągnięcie porozumienia z wynajmującymi?
— Takich przypadków nie ma zbyt wiele — właściciele mieszkań często są bardzo chętni do współpracy. Ostatnio była taka sytuacja, że lokatorzy błagali właścicielkę o zniżkę w czynszu dosłownie na wszystko. Na początku mówili, że nie potrzebują garażu, ale jak się wprowadzili i zjechali na parking podziemny, to okazało się, że go potrzebują. A w tym czasie były tam czyjeś rzeczy. Najemcy uznali, że im to przeszkadza i zażądali od właścicielki zniżki za nieusunięcie ich rzeczy na czas. Właścicielka spełniła ich żądania i dała im darmowy parking na trzy miesiące za niedogodności. Kiedy stało się jasne, że gospodyni jest osobą ustępliwą, zaczęli wybijać zniżkę na czynsz za wszystko: za niedostateczne wyczyszczenie blachy w piekarniku, za skrzypiące drzwi w kuchni i tak dalej. Jakiś czas później, kiedy wydawało się, że wszystko się uspokoiło i nie było już za co dostawać zniżek, zgłosiła się do nas właścicielka nieruchomości. Rzecz w tym, że skontaktowali się z nią sąsiedzi z prośbą o sprawdzenie, czy to właśnie z jej mieszkania uciekają karaluchy. Okazało się, że rzeczywiście to mieszkanie stało się wylęgarnią karaluchów w całej klatce. Nie wiem, jak to możliwe w dzisiejszym świecie, ale najwyraźniej lokatorzy zostawiali wszędzie jedzenie i wychodzili gdzieś na dłużej. To jedyne wytłumaczenie, jakie widzę. Skończyło się na tym, że pomogliśmy wytruć te karaluchy, a cały proces zajął dużo czasu. Oczywiście właścicielka poprosiła lokatorów o wyprowadzkę. Najemcy oczywiście nie chcieli się wyprowadzić i w końcu prawie zostali sprowadzeni przez policję.
— Myślę, że na razie mamy dość dziwacznych historii. Proszę opowiedzieć nam o najbardziej pozytywnym przypadku rozliczenia. Czy były tu jakieś niezwykłe historie?
— Któregoś dnia otrzymaliśmy prośbę o znalezienie mieszkania z jedną sypialnią za nie więcej niż 3000 zł miesięcznie. Miało to być mieszkanie rodzinne, ale mąż i żona nie mogli zdecydować się na miasto do zamieszkania i wybierali między Krakowem a Poznaniem. Mąż zwrócił się do nas z prośbą o znalezienie mieszkania w Poznaniu, podczas gdy żona szukała mieszkania w Krakowie. Uzgodnili, że ktokolwiek najszybciej znajdzie mieszkanie, które im się spodoba, pojedzie do tego miasta. Ostatecznie Poznań okazał się zdecydowanym zwycięzcą w ciągu dwóch godzin od skontaktowania się z nami.